Kiedy byłam mała nie przepadałam za mięsem w galarecie, a już zupełnie nie pasowały mi ozorki. Jednak z wiekiem smak się zmienia i potrawy w dzieciństwie niecierpiane wracają z honorami na stół. Moim wkładem w świąteczne śniadanie prócz własnoręcznie robionej białej kiełbasy będą również cielęce nóżki w galarecie. Dla siebie przygotowałam je w mini porcjach (w szklankach o pojemności około 150ml) co bardzo fajnie wygląda i nie ma problemu z podziałem na porcje. U mnie galarety podawano z octem bądź chrzanem, natomiast u mojego męża skropione sokiem z cytryny. Oczywiście do takiej galarety nie dodaje się już żelatyny. Poniższy przepis pochodzi od babci mojego męża, ja zmieniłam nieco rodzaj użytego mięsa, ale bez szkody dla efektu końcowego. Smacznego!
2 gicze cielęce (razem około 2kg)
2 marchewki
pietruszka
kawałek selera
por
kilka ząbków czosnku
sól
2-3 listki laurowe
kilka ziaren ziela angielskiego
- opłukane mięso (warto w sklepie poprosić o przerąbanie na pół) i obrane warzywa zalać zimną wodą, tak żeby wszystko było przykryte płynem, wrzucić listki laurowe i ziele angielskie, posolić około 1/2 łyżki stołowej
- gotować na wolnym ogniu, od czasu do czasu szumując, do momentu aż mięso będzie miękkie (około 2 godzin), po czym dodać 2-3 ząbki czosnku w łupinkach, zmiażdżone płaską stroną szerokiego noża
- gotować dalej aż mięso i chrząstki odejdą od kości
- przecedzić na sicie wywar do mniejszego garnka
- mięso i marchew odłożyć (do dekoracji)
- obrać mięso i posiekać na drobne kawałki
- do wywaru dodać kolejne 2-3 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę lub drobno posiekane, dodać tyle soli żeby smakował jak dobrze posolona zupa, w gotowym wyrobie ten smak będzie mniej intensywny
- ułożyć w naczyniu plasterki marchewki, kawałki mięsa i zalać wywarem (nalewałam przez sitko o drobnych oczkach żeby galareta była klarowna)
- odstawić do wystygnięcia, schłodzić w lodówce